11 maja 1918 roku w Nowym Jorku urodził się fizyk Richard Feynman. Do dziś jest uważany za najlepszego fizyka XX wieku zaraz po Albercie Einsteinie.
Młodość
Urodził się w żydowskiej rodzinie, a jego ojciec Melville był handlowcem w firmie odzieżowej. Młody Feynman interesował się chemią, elektroniką (dorabiał naprawiając radia) i matematyką. Studiował na MIT (Massachusetts Institute of Technology), a później w Princeton.
Zajmował się elektrodynamiką kwantową. Jego spojrzenie na ten problem było niekonwencjonalne i przez to popchnęło mechanikę kwantową do przodu. Twierdził, że cząstki naładowane elektrycznie poruszają się nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Emitują energię oraz pożyczają ją z próżni. Jego teoria spotkała się z wielkim sceptycyzmem, ale okazała się efektywna w badaniach kwantowych.
Pomimo młodego wieku (miał 24 lata) został zatrudniony w Projekcie Manhattan. Tu zajmował się obliczeniami wielkości bomby i jakie ilości materiałów zastosować. No i nudził się strasznie, więc w wolnej chwili naprawiał maszyny liczące, zwodził strażników, cenzurę i otwierał ściśle tajne sejfy. Kiedy projekt się kończył spotkała go wielka tragedia, ponieważ 16 czerwca 1945 roku umarła jego żona i wielka miłość Arline.
Po wojnie
Po wojnie Feynman wykładał na Uniwersytecie Cornella, a od 1951 roku był profesorem na Caltecu (California Institute of Technology) w Pasadenie. W 1962 roku był w Polsce na 4 Międzynarodowej Konferencji Teorii Grawitacji. W 1965 roku dostał nagrodę Nobla za stworzenie relatywistycznej elektrodynamiki kwantowej razem z Julianem Schwingerem (USA) i Schin’ichirō Tomanagą (Japonia).
Ekscentryk
Richard Feynman był ekscentrykiem, którego nierozwiązane zagadki naukowe drażniły i starał się je rozwiązywać. A jednocześnie frustrował się brakiem znalezienia problemu, który by go pochłonął. Funkcje matematyczne widział jako linie falujące i plamy. Widział od razu nieścisłości. Podobno, gdy patrzył na obliczenia, nawet nie wiedząc czego dotyczą, wskazywał od razu błędy. Widział matematykę jak muzykę. Może dlatego uwielbiał grać na bongosach.
Po zdobyciu Nobla wziął sobie do serca zasadę tumiwisizmu. Przestał uczestniczyć w konferencjach. Publikował prace naukowe dopiero kiedy został do tego zmuszony. Był podrywaczem i miał wiele kochanek.
Z trzecią żoną Gweneth Howard miał syna Carla i adoptowaną córkę Michelle.
Zmarł na nowotwór 15 lutego 1988 roku w Los Angeles.
Powiedział kiedyś: „Jest coś niedobrego z ludźmi: nie uczą się przez zrozumienie, tylko jakoś inaczej, pewnie z pamięci. Ich wiedza jest taka krucha”.
Informacje czerpałem z: Karol Jałochowski, Model do składania, „Polityka”, 2011, nr 32, s. 52